piątek, 21 sierpnia 2009

Blogujaca Mama

No i stalo sie! Stworzylam swojego bloga. Zainspirowana wspanialymi blogami Ani i Oli oraz ich cudownymi zdjeciami, postanowilam wlaczyc sie w spolecznasc blogujacych ludzi i dzielic sie moimi codziennymi sprawami z bliskimi i rodzina, a moze takze i z innymi jak ja mamami.
Jak na razie, to mam za soba calkiem nie przespana noc, ktora spedzilam na pracy nad zdjeciami oraz tworzeniu albumu na Picasa z probkami moich zdjec. Nie mam pojecia czy wystarczy mi jeszcze sil aby wiele napisac w moim blogu... Ale zawsze bedzie to jakis poczatek.

Wczoraj byly czwarte urodziny mojego pierworodnego synka Jamesa. Az trudno mi uwierzyc, ze jest juz z niego taki duzy chlopak... Czas z dziecmi nieslychanie szybko uplywa...

Wyprawilam Jamesowi wspaniale urodziny, zaprosilam 5 kolezanek z dziecmi w wieku od 1.5 do 5 lat (5 dziewczynek, 4 chlopcow). Wszyscy bawilismy sie wysmienicie, wlaczajac mamy oczywiscie. Towarzystwo bylo wysmienite i miedzynarodowe: oprocz moich dwoch polskich kolezanek, byly kolezanki z Niemiec, Korei oraz Dominican Republic (Republiki Dominikany?... nie wiem jak to sie prawidlowo nazywa po polsku). Kazda z nas ma miedzynarodowe malzenstwo: ja: polsko-angielskie, Beata: polsko-amerykanskie z korzeniami armejsko-arabskimi, Kasia: polsko-amerykanskie z wloskim pochodzeniem, Sunny: koreansko-szwajcarskie, Annie: niemiecko-amerykanskie z hiszpanskim pochodzeniem, a Rosie, ktora jest z Dominican Republic ma meza z Polski. Naprawde, ciekawa to mieszanka, pelna energii i inspiracji, tak wiec mamy ze soba sie nie nudzily. Tak nam bylo razem dobrze, ze nie chcialysmy sie rozstac...

Dzieci rowniez swietnie sie razem bawily przemieszczajac sie stadnie z pokoju do kuchni, z kuchni do piwnicy, z piwnicy znowu do pokoju, a z pokoju do ogrodu. Tam zaczely wskakiwac do baseniku oraz chlapac sie woda. Wcale im sie nie dziwie, bo na dworze nieslychany upal i wilgoc w powietrzu. W domu bez klimatyzacji nie da sie wytrzymac. Po szalenstwach wodno-ogrodowych dzieci zostaly wytarte, przebrane oraz przeniesione do domu. Tutaj nadal sie grzecznie sie bawily. Obylo sie bez wiekszego placzu i obrazen cielesnych (nie wlaczajac podbitego oka Maji, ktora poslizgnela sie w basenie.

James zachwycony byl prezentami, po raz pierwszy w zyciu zabral nawet jeden z nich do spania: samolot zamieniajcy sie w jakiego super hero. Niezbyt to dobre do przytulania i pelne ostrych zakonczen, wiec odlozylam go na stolik po tym jak James zasnal.

Ojejku! Ale sie rozpisalam... A mialo byc tylko troche na poczatek.
Dobra, koncze na dzisiaj.
Sprobuje jeszcze dolozyc moj slide-show z probkami zdjec, nad ktorym dzisiaj w nocy siedzialam.
Do zobaczenia wkrotce!

2 komentarze: