piątek, 23 października 2009

Czlowiek uczy sie cale zycie

A uczenie sie nowych rzeczy zawsze bardzo mnie fascynowalo. Dlatego tak bardzo lubie moja prace, bo tutaj wciaz ucze sie czegos nowego. Jestam akurat w pracy i wlasnie przed chwilka pewien student pokazal mi jak mozna stworzyc graffiti na facebooku. Bardzo mi sie to spodobalo, szczegolnie, ze jego rysunki byly bardzo udane. Oto przyklad. Zobaczcie sami.








Stwierdzilam, ze program ten jest strasznie fajny i ze warto go wyprobowac. Dziala on w ten sposob, ze nagrywa kazdy ruch pedzla (raczej myszki) i pokazuje tworzenie dziela od poczatku do konca.

Oto moje pierwsze proby graffiti... w porownaniu do rysunku Adama, wyglada to jak dzieciece bazgroly, ale i tak mialam wielka frajde rysujac i publikujac moje jesienne impresje. Jezeli macie konto na facebooku, zachecam do wyprobowania :)






sobota, 10 października 2009

Wreszcie upragnione zdjecia!

Ojejku! Czego ja tu nie probowalam... Nic mi nie wychodzilo, ale ja nie poddaje sie tak latwo! Wreszcie jakos udalo mi sie wstawic pierwsze zdjecie przedstawiajace nasze rodzinne szalenstwa na plazy w Sandy Hook, ktory jest Parkiem Narodowym oraz piekna duza plaza, na ktora najczesciej jezdzimy.

Woda byla bardzo cielpla ku uciesze mojego Taty, ktory przyzwyczajony do zimnych kapieli w Baltyku, czul sie jak ryba w wodzie i kapal sie za kazdym razem gdy tylko bylismy nad oceanem. Fale byly bardzo mocne, czasem wrecz za mocne na plywanie, ale warto bylo chociaz sie troche pomoczyc.

Oto kolejne urocze zdjecia moich dzieci z plazy... Zrobilam ich tyle w tym roku, ze chyba wystarczy mi za cala zime. Bede nimi rozgrzewac w zimowe poranki lub wieczory :)


Zawsze myslalam, ze zdecydowanie wole gory, a tak sie zlazylo, ze zamieszkalam blisko plazy i musze przyznac, ze chociaz wciaz wole gory, co coraz bardziej kocham takze ocean i plaze.
Pozdrawiam plazowo, slonecznie i radosnie! Do nastepnego posta.

Pierwsza wizyta mojego Taty w USA

Kochani! Cos mi to naprawde nie idzie... Siedze nad tym juz caly dzien i jak na razie udalo mi sie wrzucic zdjecia z pobytu mojego Taty u nas na moj album picasa oraz do naszej-klasy, ale ciagle jeszcze nic nie ma w moim blogu... Ciagle przez przypadek wszystko kasuje i zaczynam od nowa. Mam juz tego serdecznie dosyc! Teraz nie udaje mi sie dodac zadych zdjec... musze chyba sprobowac w nowym poscie...

Chce krociotko napisac o wizycie mojego Taty we wrzesniu. Byla to jego pierwsza w zyciu podroz do USA. Bardzo mu sie podobalo i mam nadzieje, ze bedzie nas teraz juz odwiedzal dosc regularnie. Wszyscy dobrze sie bawilismy, mielismy wspaniala pogode, tak ze wybralismy sie pare razy na plaze, chodzilismy z dziecmi do pobliskich parkow, zbieralismy jablka i dynie, pojechalismy do Nowego Jorku i Atlantic City. Chcialoby sie zrobic tyle innych rzeczy, niestety mielismy tylko 3 tygodnie, ktore bardzo szybko zlecialy... Coz, bedziemy czekac na nastepna wizyte, mam nadzieje, ze tym razem dluzsza i bedziemy dalej odkrywac uroki Ameryki.

Oto slajdy z pobytu Taty.



Naprawde jest co wspominac! Tak sie ciesze, ze wreszcie Tata mnie tutaj odwiedzil. Bedzie mu teraz latwiej wyobrazic sobie jak tutaj sie zyje, w jakim otoczeniu rosna jego wnuki. Ameryka to piekny i przyjazny kraj. Dobrze mi tutaj. Przyjaciele sa moja rodzina, a obczyzna powoli staje sie druga ojczyzna.
Serdecznie pozdrawiam i znowu probuje zamiescic zdjecia w nowym poscie.

sobota, 3 października 2009

Cos mi nie idzie to blogowanie... ;)

No i nic. Nie ma czasu na blogowanie, a tymczasem tyle sie dzieje i zrobilam mnostwo pieknych zdjec. Kiedy uda mi sie to udokumentowac w moim blogu?
Naprawde podziwiam Anie, ktora pisze tak regularnie co pare dni i zawsze zachwyca swoimi pieknymi zdjeciami. Ja tak nie potrafie.
Ale coz, jestem pelna nadziei, ze kiedys w koncu znajde czas i byc moze bede publikowac skrawki lata w formie wspomnien, z pieknymi zdjeciami i w ten sposob umile sobie i innym nadchodzace zimowe miesiace.
Tak wiec na razie bez zdjec. Tylko krotki opis tego co sie dzialo przez ostatnie 3 tygodnie.
Moj Tata nas wreszcie odwiedzil!!! Hura!!! Bylo naprawde wspaniale. Bawilismy sie wysmienicie, pogoda dopisala, Tata kapal sie kilka razy w oceanie, wybralismy sie na wycieczki do Nowego Jorku oraz Atlantic City, chodzilismy z dziecmi po okolicznych parkach, wybralismy sie na zbieranie jablek i dyni, udalo nam sie nawet zagrac w szachy... niestety zostalam pokonana... Kazda z tych wypraw moge umiescic jako osobny post w moim blogu. Szczegolnie wyprawa na farme bardzo sie udala. Wybralismy sie tam z moimi dwiema kolezankami i ich dziecmi, tak ze bylo bardzo wesolo i dalo mi swietna okazje do robienia pieknych zdjec. Nie moge sie doczekac kiedy wreszcie je Wam pokaze.
Dzisiaj ostatni dzien Taty w USA. Wieczorem leci do Warszawy. Odwozimy go wszyscy razem na lotnisko. Bede chyba plakac... :(
Koncze i obiecuje, ze nastepnym razem bedzie juz kolorowo ze zdjeciami.

piątek, 11 września 2009

Wracamy do szkoly

No, no... ale ze mnie blogierka beznadziejna, ktora zalozyla sobie bloga i nic w nim nie pisze...
Postaram sie to nadrobic po tym jak w tym tygodniu, po dlugich wakacjach, dzieci wrocily do szkoly a ja do pracy.
James bardzo sie cieszy z powrotu do szkoly, tak ze nie chce wcale wracac do domu jak go odbieram. Jest teraz w najstarszej grupie, ma tam wielu starych kolegow i kolezanek, w szkole jest mnostwo interesujacych zabawek... nic dziwnego ze mu sie tak podoba :)
Z Ella jest troche inaczej. Jest to dla niej pierwsze doswiadczenie przedszkola, tak wiec pierwszego dnia gdy przyjechalam ja odebrac powitala mnie wielkim placzem z pretensjami "Gdzie Ty mnie zostawilas? Dlaczego Ciebie nie bylo? JA CHCE DO MAMY!!!"
Drugi dzien byl juz latwiejszy, mimo, ze dluzszy. Dowiedzialam sie, ze Ella zasnela przy stole podczas obiadu, oraz wcale nie plakala jak ja odebralam. Zobaczymy jaki bedzie drugi tydzien...
Ja strasznie sie ciesze z powrotu do pracy. Daje mi to wspaniala odskocznie od obcowania z nieletnimi brzdacami do pracy z doroslymi, przed ktorymi moge popisac sie moja wiedza komputerowa ;) Poza tym, moge bezkarnie siedziec przed komputerem i robic co mi sie podoba, jezeli nie mam zadnych potrzbujacych studentow w zasiegu reki, tak wiec w pracy nadrabiam zwykle moje zaleglosci e-mailowe itd. (Coz, posta tego rowniez pisze z pracy.)
Pozdrawiam i zycze milego weekendu.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Malowanie





Dzisiaj krociotko. Chcialam tylko wstawic pare slodkich zdjec moich kochanych dzieci podczas malowania. Malowanie, co prawda, odbylo sie juz jakis czas temu, ale nie zostalo jeszcze udokumentowane. Bylo to pierwsze w zyciu malowanie Eli (i jak na razie ostatnie)... Dlaczego? Zdjecia mowia same za siebie, choc trzeba przyznac, ze malowanie bardzo sie Eli podobalo.

piątek, 21 sierpnia 2009

Photo samples - przyklady moich zdjec

Blogujaca Mama

No i stalo sie! Stworzylam swojego bloga. Zainspirowana wspanialymi blogami Ani i Oli oraz ich cudownymi zdjeciami, postanowilam wlaczyc sie w spolecznasc blogujacych ludzi i dzielic sie moimi codziennymi sprawami z bliskimi i rodzina, a moze takze i z innymi jak ja mamami.
Jak na razie, to mam za soba calkiem nie przespana noc, ktora spedzilam na pracy nad zdjeciami oraz tworzeniu albumu na Picasa z probkami moich zdjec. Nie mam pojecia czy wystarczy mi jeszcze sil aby wiele napisac w moim blogu... Ale zawsze bedzie to jakis poczatek.

Wczoraj byly czwarte urodziny mojego pierworodnego synka Jamesa. Az trudno mi uwierzyc, ze jest juz z niego taki duzy chlopak... Czas z dziecmi nieslychanie szybko uplywa...

Wyprawilam Jamesowi wspaniale urodziny, zaprosilam 5 kolezanek z dziecmi w wieku od 1.5 do 5 lat (5 dziewczynek, 4 chlopcow). Wszyscy bawilismy sie wysmienicie, wlaczajac mamy oczywiscie. Towarzystwo bylo wysmienite i miedzynarodowe: oprocz moich dwoch polskich kolezanek, byly kolezanki z Niemiec, Korei oraz Dominican Republic (Republiki Dominikany?... nie wiem jak to sie prawidlowo nazywa po polsku). Kazda z nas ma miedzynarodowe malzenstwo: ja: polsko-angielskie, Beata: polsko-amerykanskie z korzeniami armejsko-arabskimi, Kasia: polsko-amerykanskie z wloskim pochodzeniem, Sunny: koreansko-szwajcarskie, Annie: niemiecko-amerykanskie z hiszpanskim pochodzeniem, a Rosie, ktora jest z Dominican Republic ma meza z Polski. Naprawde, ciekawa to mieszanka, pelna energii i inspiracji, tak wiec mamy ze soba sie nie nudzily. Tak nam bylo razem dobrze, ze nie chcialysmy sie rozstac...

Dzieci rowniez swietnie sie razem bawily przemieszczajac sie stadnie z pokoju do kuchni, z kuchni do piwnicy, z piwnicy znowu do pokoju, a z pokoju do ogrodu. Tam zaczely wskakiwac do baseniku oraz chlapac sie woda. Wcale im sie nie dziwie, bo na dworze nieslychany upal i wilgoc w powietrzu. W domu bez klimatyzacji nie da sie wytrzymac. Po szalenstwach wodno-ogrodowych dzieci zostaly wytarte, przebrane oraz przeniesione do domu. Tutaj nadal sie grzecznie sie bawily. Obylo sie bez wiekszego placzu i obrazen cielesnych (nie wlaczajac podbitego oka Maji, ktora poslizgnela sie w basenie.

James zachwycony byl prezentami, po raz pierwszy w zyciu zabral nawet jeden z nich do spania: samolot zamieniajcy sie w jakiego super hero. Niezbyt to dobre do przytulania i pelne ostrych zakonczen, wiec odlozylam go na stolik po tym jak James zasnal.

Ojejku! Ale sie rozpisalam... A mialo byc tylko troche na poczatek.
Dobra, koncze na dzisiaj.
Sprobuje jeszcze dolozyc moj slide-show z probkami zdjec, nad ktorym dzisiaj w nocy siedzialam.
Do zobaczenia wkrotce!