niedziela, 23 sierpnia 2009

Malowanie





Dzisiaj krociotko. Chcialam tylko wstawic pare slodkich zdjec moich kochanych dzieci podczas malowania. Malowanie, co prawda, odbylo sie juz jakis czas temu, ale nie zostalo jeszcze udokumentowane. Bylo to pierwsze w zyciu malowanie Eli (i jak na razie ostatnie)... Dlaczego? Zdjecia mowia same za siebie, choc trzeba przyznac, ze malowanie bardzo sie Eli podobalo.

piątek, 21 sierpnia 2009

Photo samples - przyklady moich zdjec

Blogujaca Mama

No i stalo sie! Stworzylam swojego bloga. Zainspirowana wspanialymi blogami Ani i Oli oraz ich cudownymi zdjeciami, postanowilam wlaczyc sie w spolecznasc blogujacych ludzi i dzielic sie moimi codziennymi sprawami z bliskimi i rodzina, a moze takze i z innymi jak ja mamami.
Jak na razie, to mam za soba calkiem nie przespana noc, ktora spedzilam na pracy nad zdjeciami oraz tworzeniu albumu na Picasa z probkami moich zdjec. Nie mam pojecia czy wystarczy mi jeszcze sil aby wiele napisac w moim blogu... Ale zawsze bedzie to jakis poczatek.

Wczoraj byly czwarte urodziny mojego pierworodnego synka Jamesa. Az trudno mi uwierzyc, ze jest juz z niego taki duzy chlopak... Czas z dziecmi nieslychanie szybko uplywa...

Wyprawilam Jamesowi wspaniale urodziny, zaprosilam 5 kolezanek z dziecmi w wieku od 1.5 do 5 lat (5 dziewczynek, 4 chlopcow). Wszyscy bawilismy sie wysmienicie, wlaczajac mamy oczywiscie. Towarzystwo bylo wysmienite i miedzynarodowe: oprocz moich dwoch polskich kolezanek, byly kolezanki z Niemiec, Korei oraz Dominican Republic (Republiki Dominikany?... nie wiem jak to sie prawidlowo nazywa po polsku). Kazda z nas ma miedzynarodowe malzenstwo: ja: polsko-angielskie, Beata: polsko-amerykanskie z korzeniami armejsko-arabskimi, Kasia: polsko-amerykanskie z wloskim pochodzeniem, Sunny: koreansko-szwajcarskie, Annie: niemiecko-amerykanskie z hiszpanskim pochodzeniem, a Rosie, ktora jest z Dominican Republic ma meza z Polski. Naprawde, ciekawa to mieszanka, pelna energii i inspiracji, tak wiec mamy ze soba sie nie nudzily. Tak nam bylo razem dobrze, ze nie chcialysmy sie rozstac...

Dzieci rowniez swietnie sie razem bawily przemieszczajac sie stadnie z pokoju do kuchni, z kuchni do piwnicy, z piwnicy znowu do pokoju, a z pokoju do ogrodu. Tam zaczely wskakiwac do baseniku oraz chlapac sie woda. Wcale im sie nie dziwie, bo na dworze nieslychany upal i wilgoc w powietrzu. W domu bez klimatyzacji nie da sie wytrzymac. Po szalenstwach wodno-ogrodowych dzieci zostaly wytarte, przebrane oraz przeniesione do domu. Tutaj nadal sie grzecznie sie bawily. Obylo sie bez wiekszego placzu i obrazen cielesnych (nie wlaczajac podbitego oka Maji, ktora poslizgnela sie w basenie.

James zachwycony byl prezentami, po raz pierwszy w zyciu zabral nawet jeden z nich do spania: samolot zamieniajcy sie w jakiego super hero. Niezbyt to dobre do przytulania i pelne ostrych zakonczen, wiec odlozylam go na stolik po tym jak James zasnal.

Ojejku! Ale sie rozpisalam... A mialo byc tylko troche na poczatek.
Dobra, koncze na dzisiaj.
Sprobuje jeszcze dolozyc moj slide-show z probkami zdjec, nad ktorym dzisiaj w nocy siedzialam.
Do zobaczenia wkrotce!